Andrzej Sadowski: Po wejściu do UE uratowaliśmy Brytyjczyków. Mieszkańcy Unii doświadczyli dobrodziejstwa

Andrzej Sadowski: Po wejściu do UE uratowaliśmy Brytyjczyków. Mieszkańcy Unii doświadczyli dobrodziejstwa

Dodano: 
Andrzej Sadowski
Andrzej Sadowski Źródło:PAP / Piotr Nowak
Do momentu pojawienia się polskich „złotych rączek” w Londynie na podłączenie pralki czy zmywarki czekało się nawet miesiąc, a cena usługi stanowiła niemalże równowartość zakupionego sprzętu. Dzięki nam czas usługi skrócił się do kilku dni i kilkudziesięciu funtów. Mieszkańcy Unii doświadczyli dobrodziejstwa pojawienia się w niej symbolicznego polskiego hydraulika, który był najlepszym ambasadorem Polski jako marki – mówi „Wprost” Andrzej Sadowski, ekonomista, założyciel i prezydent Centrum im. Adama Smitha.

Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Wolność gospodarcza w Polsce zaczęła się od słynnej ustawy Wilczka, w grudniu 1988 roku. Często pan powtarza, że to dokument rewolucyjny.

Andrzej Sadowski: Zdecydowanie, bo dziś żyjemy z renty wolności gospodarczej przywróconej przez ustawę Wilczka. I gdyby nie ten krótki moment wolności gospodarczej nie byłoby erupcji polskiej przedsiębiorczości, która stworzyła dotychczasowy fundament dobrobytu. Z badań prof. Pawła Glikmana wynika, że w pierwszej połowie lat 90 powstało blisko 6 mln nowych miejsc pracy stworzonych przez ok. 2 mln nowych firm. W raporcie, który wspólnie z prof. Janem Winieckim wydaliśmy na ten temat określiliśmy ten proces jako „prywatyzacja oddolna” polskiej gospodarki.

Co to znaczy?

Tworzenie całkowicie nowych przedsiębiorstw i miejsc pracy. Przeciwieństwem prywatyzacji oddolnej jest prywatyzacja odgórna, która prowadziła do likwidacji miejsc pracy i całych zakładów, a nawet branż.

Gdyby nie było prywatyzacji oddolnej za sprawą ustawy Wilczka, mielibyśmy sytuację jak w Rumunii, w której w wyniku pogorszenia sytuacji gospodarczej niezadowoleni górnicy ruszyli z kilofami i obalili pierwszy rząd antykomunistyczny.

W Polsce to przedsiębiorcy uratowali demokrację, bowiem tracący miejsca pracy w zakładach państwowych, często bezzasadnie likwidowanych, nie wyszli na ulicę, ponieważ znajdowali zatrudnienie w wyrastającym jak grzyby po deszczu sektorze prywatnym.

Polska doczekała cudu gospodarczego.

Socjalizm zbankrutował i ówczesnemu reżimowi nie pozostawało nic już innego. Polski cud gospodarczy był największym takim cudem końca dwudziestego wieku na świecie, i to bez dotacji unijnych, bez telefonów stacjonarnych, bo komórkowych też jeszcze nie było, bez rozwiniętego systemu bankowego, czy normalnych dróg oraz bez tych kilkunastu roczników wykształconych w normalnych szkołach ekonomicznych. Wystarczyła wolność gospodarcza.

Synonimem tej wolności jest… kontrrewolucja straganów.

Wymyśliłem ten termin, by zobrazować kontrrewolucję gospodarczą początku lat 90. wobec dotychczasowego socjalizmu. Premier Tadeusz Mazowiecki nie zgodził się na zaproponowaną przez Jerzego Drygalskiego małą prywatyzację należących do państwa punktów handlowych, choć stały puste. Przed nimi kwitł handel na kocach, łóżkach polowych, a potem w tzw. szczękach. Na ulicy można było kupić wszystko, od pasty do zębów, przez kasety magnetofonowe po garnki, ubrania, dywany etc. co wcześniej było do kupienia w sklepach „Pewex” wyłącznie za dolary.

Artykuł został opublikowany w 19/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.